Szedł ciemnym, tak dobrze znanym mu korytarzem. Otworzył czarne drzwi i wszedł do przestronnego pokoju. Wszyscy zebrani odwrócili się w jego stronę, a z głębi pomieszczenia odezwał się wysoki, piskliwy głos:
- Witaj Draco! Wreszcie! Czekaliśmy na ciebie! W końcu to obie zawdzięczamy dzisiejszą imprezę! No i oczywiście wam Narcyzo, Lucjuszu. - Chłopak odszukał wzrokiem rodziców. Narcyza stała skulona za mężem ściskając mocno jego dłoń. W jej oczach dostrzegł tak znajomy mu błysk strachu. Nie podszedł do nich. Przeszedł na drugi koniec pokoju. Po chwili dołączyła do niego grupka osób w czarnych pelerynach. - Skoro wszyscy już są - Mężczyzna znów odezwał się zimnym, podobnym do syku węża głosem. - możemy zaczynać! Bello, pozwolisz? - Z ciemnego kąta pokoju wynurzyła się czarnowłosa kobieta. Czarne oczy łypały spod ciężkich powiek, a na twarzy pojawił się uśmiech zachwytu i uwielbienia. Podeszła do mężczyzny o bladej twarzy przypominającej twarz węża. Kiedy wstał, słabe światło zalśniło w szkarłatnych źrenicach, oświetlając bladą głowę z wąskimi szparkami zamiast nosa. Rozbrzmiały nuty walca i para zaczęła tańczyć. Po chwili wokół nich wirowały inne postacie w czarnych pelerynach. Draco chwycił ze stołu szklankę wody.
- Zatańczysz? - Jakaś dziewczyna podeszła do niego trzepocząc rzęsami. Była całkiem ładna.
- Nie. Dzisiaj nie tańczę.
- Ohh... Proszę! Tylko jeden taniec! W końcu to dzięki tobie możemy świętować!
- Nie zapominaj, że to nie ja go zabiłem. Śmierć Dumbledora przypisuje się Snape'owi.
- Tak, ale to ty naprawiłeś tą szafkę. Bez ciebie Śmierciożercy nie dostaliby się do zamku.
- Masz rację. Możemy zatańczyć. - Obdarzył ją jednym z tych swoich uwodzicielskich uśmiechów i wszedł na parkiet. Przetańczył z nią chyba z dziesięć kawałków. W końcu dziewczyna zaproponowała, by odpoczęli.
- Masz ochotę iść na górę? Tam jest spokojniej i nie ma nikogo...
- Pewnie! Chodźmy! - Becky chwyciła go za rękę i poprowadziła do wyjścia. Weszli do przestronnej sypialni. Dziewczyna podeszła do niego i zajrzała mu głęboko w oczy. Taak... Właśnie tego mu było trzeba... Uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał ją po policzku. Później pochylił głowę i ją pocałował. Miała delikatne, miękkie usta... Zatopił w tym pocałunku całą złość, frustrację, poczucie niesprawiedliwości... Brunetka namiętnie wpijała usta w jego wargi... Ściągnęła z niego koszulę, a on zerwał z niej sukienkę... Gładził jej delikatne ciało... Zaczął całować jej szyję...
- Oo! Przepraszam! - Do pokoju wszedł Crabb z głupim uśmiechem na żabiej twarzy.
- No i na co się tak gapisz? - Draco z wściekłością wpatrywał się w chłopaka.
- Czarny Pan chce wznieść toast i chciał abyś przy tym był.
- Dzięki za informację. Możesz już iść. - odwrócił się w stronę dziewczyny - Dokończymy później, skarbie. - Pocałował ją delikatnie i zaczął zapinać guziki białej koszuli.
Wrócił do salonu i chwycił szklaneczkę Ognistej Whiskey.
- Chciałbym wznieść toast za nasze małe zwycięstwo! - Voldemort wstał i podniósł swój napój do góry. - Za śmierć Albusa Dumbledore'a!
- Za śmierć Dumbledore'a! - Wszyscy zebrani wyciągnęli ręce ze szklankami i wypili ich zawartość.
- A teraz ciąg dalszy zabawy! - Czarny Pan wstał i podszedł powoli do Dracona. - Chciałbym poznać twoją przyjaciółkę. Tą z którą tańczyłeś.
- Beky? - Dziewczyna uśmiechnięta podeszła do nich i lekko się skłoniła przed swoim Panem.
- Becky tak? - Voldemort przyjrzał się dziewczynie. - Chciałbym z tobą zatańczyć.
- Tak, Panie. - W oczach dziewczyny pojawił się strach. Spojrzała na Dracona błagalnym wzrokiem i ruszyła w stronę parkietu.
Odwrócił się do nich plecami. Chwycił szklankę i dopił bursztynowy płyn. Nagle usłyszał krzyk:
- Nie! Błagam! Ja... Ja nie chcę!
- Ale ja tego chcę. - Voldemort trzymał dziewczynę za oby dwie ręce, a ona próbowała mu się wyrwać. - Crucio
! - Dziewczyna upadła na posadzkę wijąc się z bólu. - Niech to będzie dla was przestrogą. Jeśli Lord Voldemort czegoś chce, to musi to dostać. Pociągnął dziewczynę za drzwi. Jeszcze długo słyszał jej krzyki i błagania o litość. Znalazł ją w tym samym pokoju, w którym była z nim wcześniej. Leżała na wielkim łożu z baldachimem. Martwa.
Draco obudził się zlany potem. Wstał i podszedł do okna, które otworzył. Wpatrywał się w rozległe jezioro, próbując otrząsnąć się z koszmarnego wspomnienia. Nie. To się już nigdy nie powtórzy. Nigdy nie narazi nikogo kogo kocha na taki los. A teraz kochał tylko jedną osobę. Osobę, która ledwo przeżyła zeszłej nocy. Musi się nią opiekować. Ale nie może też pokazać jej jak bardzo mu zależy.. Nie powinien się do niej zbliżać... Patrzył na wielką kałamarnicę, pogrążając się w smutku.
~*~
Latała na malutkiej miotełce. Miała może trzy latka... Tuż koło niej przelatywał czarnowłosy chłopczyk.
- Mamusiu! Eryk znów mnie popycha!
- Eryku przeproś siostrę.
- Ale mamuś! Ja tak lubię sybko latac!
- Wiem synku, ale to nie znaczy, że możesz drażnić Hermionkę.
- Dobze mamo. Pseprasam Mionka! - Chłopczyk zatrzymał się przy siostrze i mocno ją przytulił.
- Już dobrze Eryku. - Dziewczynka uśmiechnęła się do braciszka.
W chwilę później do pokoju wszedł przystojny mężczyzna. Dzieci rzuciły mu się na szyję z radością się do niego tuląc...
Znów opadła w ciemność. Otaczała ją ze wszystkich stron mocną na nią napierając. Powoli oddawała się jej... Wtedy usłyszała głosik:
- Hermiono! Musisz walczyć! Oni cię potrzebują! Tylko ty możesz to powstrzymać! Walcz! - Skąd znała ten głos? Skupiła całą siłę by wydostać się z czarnej pustki. Lecz czy jest sens walczyć? Jest tak bardzo zmęczona... Po co się trudzić... Odpocznie sobie chwilkę...
- Nie! Jesteś Gryfonką! Gryfoni się nie poddają! Musisz walczyć! - Z pewnością był to kobiecy głos. Zdawał się być jej bardzo bliski... Zacisnęła pięści z wysiłku uwalniając się z czerni.
- Szybko! Musimy uciekać! - Mężczyzna był przerażony. Na twarzy kobiety malował się strach. Mocno tuliła dwójkę dzieci. - Zaraz tu będzie... - Usłyszeli cichy trzask. Zamarli. Mężczyzna wyciągnął różdżkę i stanął obok żony. Zasłonili dzieci własnymi ciałami. Czekali. Usłyszeli skrzypienie schodów... Był już tak blisko!
- Rosalie! Uciekaj! Weź maluchy i uciekaj!
- Nie. Nie zostawię cię, Tomie.
- Nasze dzieci...
- Ukryjemy je. Spokojnie. - Kobieta wyraźnie próbowała uspokoić męża. Podeszli do dziewczynki i chłopca. Ich śliczne maleństwa!
- Hermiono! - Dziewczynka spojrzała wielkimi czekoladowymi oczami na rodziców. - Musisz przeżyć. Zawsze walcz o dobro. Nigdy się nie poddawaj. Kochamy cię. I na zawsze zostaniemy z tobą! - Po twarzy kobiety pociekły łzy. Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wkroczył mężczyzna o szkarłatnych oczach i szparkach zamiast nosa. Usta wykrzywiły mu się w złośliwym uśmiechu, kiedy spojrzał na przerażoną rodzinę. Uniósł różdżkę, z której wystrzeliło zielone światło. Mężczyzna upadł na podłogę bez życie. Z ust kobiety wydobył się wrzask bólu.
- Jak możesz?! Jesteś zabójcą! Właśnie dlatego nigdy nie mogliśmy być razem.
- Tak, jestem zabójcą. - głos mężczyzny przypominał syk węża - I robię to z przyjemnością. - Ponownie uniósł różdżkę i skierował ją na wystraszonego malca.
- Nie! Błagam! Tom, zostaw ich! Oni ci nic nie zrobili! Zostaw Eryka! Zabij mnie! Błagam! - Kobieta wybuchła płaczem i stanęła pomiędzy synem, a mężczyzną. Ten odepchnął ją na bok i przyjrzał się malcowi. Miał niebieskie oczy i czarne rozczochrane włosy. Z pewnością odziedziczył je po ojcu. Wycelował w niego różdżką.
- Niech go pan zostawi. - Mała dziewczynka wstała i podeszła do niego. - To mój braciszek, nie pozwolę by stała mu się krzywda. - Dziecko było niewątpliwie kopią matki: Długie, kręcone włosy, wielkie czekoladowe oczy i ten błysk pewności... Tak... Zaśmiał się cicho i wypowiedział mordercze zaklęcie. Chłopczyk padł martwy na ziemię.
Rozdzierający jęk bólu zabrzmiał w całym domu.
- Oh, Tom! Jeśli kiedyś ci na mnie zależało, udowodnij to! Nie każ mojej córki! Błagam cię!
- Błagasz? No cóż... Avada Kedavra! - Rozbłysło czerwone światło i kobieta padła bez życia. Została już tylko ta mała dziewczynka... Zwrócił się w jej stronę. Stała wyprostowana, dumnie patrząc mu w oczy... Po jej policzkach spływały łzy. Nie.. Jej nie zabije... Ona mu się podobała. Widział potencjał w jej oczach, tak podobnych do oczu jej matki... Jak dorośnie będzie jego wspólniczką. Razem pokonają świat... Tak... Odwrócił się i zniknął zostawiając Hermionę w zrujnowanym budynku.
Stała tam długo. Potem położyła się między ciałami swojej zmarłej rodziny i zasnęła.
Obudził ją dziwny mężczyzna. Ze współczuciem wpatrywał się w puste oczy dziecka. Miał długą siwą brodę i okulary - połówki. Wyciągnął różdżką i mruknął:
- Obiviate. - Dziewczynka znów zasnęła. Zasnęła zapominając o wydarzeniach tej nocy.
Ocknęła się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Czuła na policzkach gorące łzy. Ciągle nie rozumiała co się właściwie działo. I dlaczego miała taki dziwny sen?