niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział IX

ROZDZIAŁ

W końcu, po długim czasie dodaję kolejny rozdział. Musiałam to zrobić, ponieważ moja Kochana Kiyoko Penguin mi zagroziła ;))  Tak więc miłego czytania! ♥
~Chriss

Czuł, że sunie w powietrzu. Po chwili stanął na brukowanej ulicy jakiegoś miasteczka.
- Glizdogonie! - Z jego ust odezwał się cichy i piskliwy głos. - Daj mi rękę! - Malutki człowieczek podbiegł do niego i wyciągnął lewą rękę, trzęsąc się ze strachu. Widniał na niej czarny wijący się wąż, który wysuwał się z czaszki. Dotknął znaku długim, białym palcem. Po chwili w powietrzy zaroiło się od postaci w czarnych pelerynach, które skłoniły zamaskowane głowy przed swym panem.
- Zniszczcie to miasto. Ma stanąć w płomieniach. Niech jego mieszkańcy poczują złość Lorda Voldemorta! - Wokół rozbrzmiały szydercze śmiechy i postacie rozeszły się w różne strony. Już po chwili powietrze wypełniły krzyki kobiet i dzieci. Ale nie interesowały go zabawy jego zwolenników. Sam chciał się zabawić. A przecież on najbardziej lubi rodziny... Znów uniósł się nad ziemię i poszybował w odległy koniec miasteczka. Stanął przed malowniczym domkiem. Zgrabnym ruchem długich, białych palców otworzył drzwi i wszedł do środka. Wyraźnie tutaj jeszcze nie dotarły krzyki mieszkańców miasta, ponieważ kobieta czytała jakąś książkę dwójce małych dziewczynek, a ojciec przysłuchiwał się im robiąc drewnianego konika na biegunach. Kiedy wszedł do środka, rodzice spojrzeli na niego ze zdziwieniem, które po chwili zmieniło się w strach. Mężczyzna wstał, a kobieta przytuliła córki. Poczuł, że na twarzy rozlewa mu się szyderczy uśmiech. Jednym machnięciem różdżki odsunął przerażonych rodziców i podszedł do dziewczynek. Kolejne machnięcie różdżki i dzieci leżały na ziemi oplecione niewidzialnymi linami. Z ust matki wydobył się przeraźliwy wrzask. Zaśmiał się głośno. Uwielbiał to robić.
- Crucio! - Po chwili dom wypełniły wrzaski bólu. Cofnął zaklęcie i z zadowoleniem patrzył na dwójkę malutkich ciał leżących u jego stóp bez życia. Odwrócił się w stronę rodziców.
- Avada Kedavra! - Najpierw zabił mężczyznę. Lubił patrzeć na ból i strach żony i matki. Ruszył w kierunku drzwi. Po raz ostatni machnął różdżką. Rozbłysło zielone światło i kobieta padła martwa na ziemię.

Ron obudził się zlany zimnym potem. Usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła. Był w swoim dormitorium.
- To tylko zły sen... - Zaczął uspokajać sam siebie. Wstał i otworzył okno. Głęboko wdychał orzeźwiające powietrze nieudolnie próbując przypomnieć sobie wydarzenia ostatnich kilku dni. Lecz napotkał tylko pustkę! Jakby urwał mu się film. Westchnął i opuścił pokój. Wyszedł na błonia i usiadł pod drzewem wpatrując się w jezioro.
- Ron? Co ty tutaj robisz? - Odwrócił się i zobaczył Ginny.
- Chciałem się przewietrzyć. A co ty tutaj robisz?
- Nie mogłam spa... Zaraz! - Na twarzy dziewczyny pojawiła się złość. - Ty chamie! Ty sadysto! Ty plugawa, złośliwa, tępa świnio! I jeszcze śmiesz ze mną rozmawiać?! Tak po prostu?! - Wymierzyła mu siarczysty policzek, a jej twarz poczerwieniała z gniewu. - Wiem, że to byłeś ty! Hermiona krzyczała przez sen! To ty jej to zrobiłeś! Jesteś egoistą i szaleńcem! - Po tych słowach odwróciła się na pięcie i wróciła do zamku.
Ron stał przy jeziorze i patrzył na oddalającą się siostrę. O co jej do licha chodziło? I co się stało Hermionie? Poczuł, że powinien pójść do Skrzydła Szpitalnego. Otworzył drzwi i zerknął w kierunku gabinetu pani Pomfrey. Nie paliło się tam żadne światło, więc pielęgniarka spała. Po cichu ruszył rzędem łóżek zerkając do każdego z nich. W ostatnim ktoś leżał. Poczuł niemiły ścisk w żołądku. Podszedł do śpiącej dziewczyny i z jego ust wydobył się okrzyk przerażenia. Patrzył na poranione ciało dziewczyny i zebrało mu się na wymioty. Wybiegł z sali pędząc w kierunku Zakazanego Lasu.

~*~

Siedziała przed kominkiem. Czuła zupełną pustkę. Czuła jak po policzku co chwila spływa samotna łza. Jej najlepszy przyjaciel... Ale dlaczego? Zawsze ją bronił, a teraz sam nazwał szlamą... I dlaczego to tak bardzo boli? Może się poddać... W końcu po co walczyć? Zamknie się w swojej ukrytej celi, z dala od innych, od bólu i cierpienia. Ktoś wszedł do pokoju. Chyba coś do niej mówi, ale starannie odgrodziła się od świata. I wtedy poczuła zimną, smukłą dłoń na swoim policzku. Podniosła głowę i ujrzała parę srebrno-szarych oczu. Wyrażały zdezorientowanie, troskę i nieme pytanie. Patrzył na nią tak czule... On wcale nie jest taki zły! Teraz to on przy niej jest. I nie nazywa jej szlamą... Nie wytrzymała. Z oczu zaczęły płynąć strumienie łez. A on zrobił coś czego nigdy się po nim nie spodziewała. Wziął ją na ręce i mocno przytulił. Wpiła się w jego usta zatapiając w pocałunku cały swój ból, smutek i cierpienie. O dziwo odwzajemnił pocałunek równie namiętnie. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa , przy nim uciekały troski, a pojawiało się gorące uczucie. Był jej tarczą, jej opiekunem. Zasnęła w jego objęciach. Gdy się obudziła, chłopak zniknął. Od tamtego czasu ją unikał, a ona nie pamiętała co dla niej zrobił.
Ocknęła się w gabinecie lekarskim. Po policzku spływała łza. Bolała ją głowa. W sumie wszystko ją bolało. Co to na Merlina było? Skąd te wszystkie dziwne sny? Dlaczego zdeformowały się jej wspomnienia? Nic z tego wszystkiego nie rozumiała. I jeszcze ten okropny ból! Niewiadomo skąd pojawiła się pielęgniarka, która zaaplikowała jej dawkę leków przeciwbólowych. Znów osunęła się w niebyt...

czwartek, 25 grudnia 2014

Wesołych Świąt!

Moi Kochani! 
W związku iż są Święta, chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia:


Wigoru na starość niczym u Gandalfa
Empatii dla innych jaką miała Ania Shirley
Szaleństwa pokroju Luny Lovegood
Odwagi równej tej u Kosogłosa
Łagodności rodem Łucji Pevensie
Yaskrawości na tle innych jak u Gatsby’ego
Charyzmy Augustusa Watersa
Hojności jak u Petroniusza

Śmiałości wzorem Don Kichota
Wytrwałości w czekaniu na miłość jak u Florentino Arizy
Inteligencji niczym Elizabeth Bennet
Ąbsurdalnie [:)] dobrego poczucia humoru Yossariana
Troskliwości Stasia Tarkowskiego  

A oprócz tego, by Wasze życie było jak:


 • dobra książka fantasy - żebyście poczuli magię świąt i uwierzyli w cuda;
• dobry kryminał – aby przy otwieraniu prezentów towarzyszył Wam dreszczyk emocji;
• dobra książka historyczna – żeby podczas chwil spędzonych w gronie rodziny nie zabrakło wspomnień i opowieści, które bawią i wzruszają;
• dobry romans – żebyście spędzili ten szczególny czas z osobami, które kochacie.

A poza tym, życzę Wam, żeby Wasze życie było jak dobra książka przygodowa – taka, od której nie możecie się oderwać i do której po latach wciąż będziecie chcieli wracać. 


Jeszcze raz: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! ♥♥♥
~Chriss







piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział VIII

Szedł ciemnym, tak dobrze znanym mu korytarzem. Otworzył czarne drzwi i wszedł do przestronnego pokoju. Wszyscy zebrani odwrócili się w jego stronę, a z głębi pomieszczenia odezwał się wysoki, piskliwy głos:
- Witaj Draco! Wreszcie! Czekaliśmy na ciebie! W końcu to obie zawdzięczamy dzisiejszą imprezę! No i oczywiście wam Narcyzo, Lucjuszu. - Chłopak odszukał wzrokiem rodziców. Narcyza stała skulona za mężem ściskając mocno jego dłoń. W jej oczach dostrzegł tak znajomy mu błysk strachu. Nie podszedł do nich. Przeszedł na drugi koniec pokoju. Po chwili dołączyła do niego grupka osób w czarnych pelerynach. - Skoro wszyscy już są - Mężczyzna znów odezwał się zimnym, podobnym do syku węża głosem. - możemy zaczynać! Bello, pozwolisz? - Z ciemnego kąta pokoju wynurzyła się czarnowłosa kobieta. Czarne oczy łypały spod ciężkich powiek, a na twarzy pojawił się uśmiech zachwytu i uwielbienia. Podeszła do mężczyzny o bladej twarzy przypominającej twarz węża. Kiedy wstał, słabe światło zalśniło w szkarłatnych źrenicach, oświetlając bladą głowę z wąskimi szparkami zamiast nosa. Rozbrzmiały nuty walca i para zaczęła tańczyć. Po chwili wokół nich wirowały inne postacie w czarnych pelerynach. Draco chwycił ze stołu szklankę wody. 
- Zatańczysz? - Jakaś dziewczyna podeszła do niego trzepocząc rzęsami. Była całkiem ładna. 
- Nie. Dzisiaj nie tańczę.
- Ohh... Proszę! Tylko jeden taniec! W końcu to dzięki tobie możemy świętować!
- Nie zapominaj, że to nie ja go zabiłem. Śmierć Dumbledora przypisuje się Snape'owi. 
- Tak, ale to ty naprawiłeś tą szafkę. Bez ciebie Śmierciożercy nie dostaliby się do zamku.
- Masz rację. Możemy zatańczyć. - Obdarzył ją jednym z tych swoich uwodzicielskich uśmiechów i wszedł na parkiet. Przetańczył z nią chyba z dziesięć kawałków. W końcu dziewczyna zaproponowała, by odpoczęli.  
- Masz ochotę iść na górę? Tam jest spokojniej i nie ma nikogo...
- Pewnie! Chodźmy! - Becky chwyciła go za rękę i poprowadziła do wyjścia. Weszli do przestronnej sypialni. Dziewczyna podeszła do niego i zajrzała mu głęboko w oczy. Taak... Właśnie tego mu było trzeba... Uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał ją po policzku. Później pochylił głowę i ją pocałował. Miała delikatne, miękkie usta... Zatopił w tym pocałunku całą złość, frustrację, poczucie niesprawiedliwości... Brunetka namiętnie wpijała usta w jego wargi... Ściągnęła z niego koszulę, a on zerwał z niej sukienkę... Gładził jej delikatne ciało... Zaczął całować jej szyję... 
- Oo! Przepraszam! - Do pokoju wszedł Crabb z głupim uśmiechem na żabiej twarzy. 
- No i na co się tak gapisz? - Draco z wściekłością wpatrywał się w chłopaka. 
- Czarny Pan chce wznieść toast i chciał abyś przy tym był.
- Dzięki za informację. Możesz już iść. - odwrócił się w stronę dziewczyny - Dokończymy później, skarbie. - Pocałował ją delikatnie i zaczął zapinać guziki białej koszuli. 
Wrócił do salonu i chwycił szklaneczkę Ognistej Whiskey. 
- Chciałbym wznieść toast za nasze małe zwycięstwo! - Voldemort wstał i podniósł swój napój do góry. - Za śmierć Albusa Dumbledore'a! 
- Za śmierć Dumbledore'a! - Wszyscy zebrani wyciągnęli ręce ze szklankami i wypili ich zawartość. 
- A teraz ciąg dalszy zabawy! - Czarny Pan wstał i podszedł powoli do Dracona. - Chciałbym poznać twoją przyjaciółkę. Tą z którą tańczyłeś. 
- Beky? - Dziewczyna uśmiechnięta podeszła do nich i lekko się skłoniła przed swoim Panem.
- Becky tak? - Voldemort przyjrzał się dziewczynie. - Chciałbym z tobą zatańczyć. 
- Tak, Panie. - W oczach dziewczyny pojawił się strach. Spojrzała na Dracona błagalnym wzrokiem i ruszyła w stronę parkietu.
Odwrócił się do nich plecami. Chwycił szklankę i dopił bursztynowy płyn. Nagle usłyszał krzyk:
- Nie! Błagam! Ja... Ja nie chcę! 
- Ale ja tego chcę. - Voldemort trzymał dziewczynę za oby dwie ręce, a ona próbowała mu się wyrwać. - Crucio! - Dziewczyna upadła na posadzkę wijąc się z bólu. - Niech to będzie dla was przestrogą. Jeśli Lord Voldemort czegoś chce, to musi to dostać. Pociągnął dziewczynę za drzwi. Jeszcze długo słyszał jej krzyki i błagania o litość. Znalazł ją w tym samym pokoju, w którym była z nim wcześniej. Leżała na wielkim łożu z baldachimem. Martwa.

Draco obudził się zlany potem. Wstał i podszedł do okna, które otworzył. Wpatrywał się w rozległe jezioro, próbując otrząsnąć się z koszmarnego wspomnienia. Nie. To się już nigdy nie powtórzy. Nigdy nie narazi nikogo kogo kocha na taki los. A teraz kochał tylko jedną osobę. Osobę, która ledwo przeżyła zeszłej nocy. Musi się nią opiekować. Ale nie może też pokazać jej jak bardzo mu zależy.. Nie powinien się do niej zbliżać... Patrzył na wielką kałamarnicę, pogrążając się w smutku.

~*~

Latała na malutkiej miotełce. Miała może trzy latka... Tuż koło niej przelatywał czarnowłosy chłopczyk. 
- Mamusiu! Eryk znów mnie popycha!
- Eryku przeproś siostrę. 
- Ale mamuś! Ja tak lubię sybko latac!
- Wiem synku, ale to nie znaczy, że możesz drażnić Hermionkę. 
- Dobze mamo. Pseprasam Mionka! - Chłopczyk zatrzymał się przy siostrze i mocno ją przytulił. 
- Już dobrze Eryku. - Dziewczynka uśmiechnęła się do braciszka. 
W chwilę później do pokoju wszedł przystojny mężczyzna. Dzieci rzuciły mu się na szyję z radością się do niego tuląc...
 
Znów opadła w ciemność. Otaczała ją ze wszystkich stron mocną na nią napierając. Powoli oddawała się jej... Wtedy usłyszała głosik:
- Hermiono! Musisz walczyć! Oni cię potrzebują! Tylko ty możesz to powstrzymać! Walcz! - Skąd znała ten głos? Skupiła całą siłę by wydostać się z czarnej pustki. Lecz czy jest sens walczyć? Jest tak bardzo zmęczona... Po co się trudzić... Odpocznie sobie chwilkę...
- Nie! Jesteś Gryfonką! Gryfoni się nie poddają! Musisz walczyć! - Z pewnością był to kobiecy głos. Zdawał się być jej bardzo bliski... Zacisnęła pięści z wysiłku uwalniając się z czerni. 

- Szybko! Musimy uciekać! - Mężczyzna był przerażony. Na twarzy kobiety malował się strach. Mocno tuliła dwójkę dzieci. - Zaraz tu będzie... - Usłyszeli cichy trzask. Zamarli. Mężczyzna wyciągnął różdżkę i stanął obok żony. Zasłonili dzieci własnymi ciałami. Czekali. Usłyszeli skrzypienie schodów... Był już tak blisko! 
- Rosalie! Uciekaj! Weź maluchy i uciekaj! 
- Nie. Nie zostawię cię, Tomie. 
- Nasze dzieci... 
- Ukryjemy je. Spokojnie. - Kobieta wyraźnie próbowała uspokoić męża. Podeszli do dziewczynki i chłopca. Ich śliczne maleństwa! 
- Hermiono! - Dziewczynka spojrzała wielkimi czekoladowymi oczami na rodziców. - Musisz przeżyć. Zawsze walcz o dobro. Nigdy się nie poddawaj. Kochamy cię. I na zawsze zostaniemy z tobą! - Po twarzy kobiety pociekły łzy. Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wkroczył mężczyzna o szkarłatnych oczach i szparkach zamiast nosa. Usta wykrzywiły mu się w złośliwym uśmiechu, kiedy spojrzał na przerażoną rodzinę. Uniósł różdżkę, z której wystrzeliło zielone światło. Mężczyzna upadł na podłogę bez życie. Z ust kobiety wydobył się wrzask bólu. 
- Jak możesz?! Jesteś zabójcą! Właśnie dlatego nigdy nie mogliśmy być razem. 
- Tak, jestem zabójcą. - głos mężczyzny przypominał syk węża - I robię to z przyjemnością. - Ponownie uniósł różdżkę i skierował ją na wystraszonego malca. 
- Nie! Błagam! Tom, zostaw ich! Oni ci nic nie zrobili! Zostaw Eryka! Zabij mnie! Błagam! - Kobieta wybuchła płaczem i stanęła pomiędzy synem, a mężczyzną. Ten odepchnął ją na bok i przyjrzał się malcowi. Miał niebieskie oczy i czarne rozczochrane włosy. Z pewnością odziedziczył je po ojcu. Wycelował w niego różdżką.
- Niech go pan zostawi. - Mała dziewczynka wstała i podeszła do niego. - To mój braciszek, nie pozwolę by stała mu się krzywda. - Dziecko było niewątpliwie kopią matki: Długie, kręcone włosy, wielkie czekoladowe oczy i ten błysk pewności... Tak... Zaśmiał się cicho i wypowiedział mordercze zaklęcie. Chłopczyk padł martwy na ziemię. 
Rozdzierający jęk bólu zabrzmiał w całym domu. 
- Oh, Tom! Jeśli kiedyś ci na mnie zależało, udowodnij to! Nie każ mojej córki! Błagam cię! 
- Błagasz? No cóż... Avada Kedavra! - Rozbłysło czerwone światło i kobieta padła bez życia. Została już tylko ta mała dziewczynka... Zwrócił się w jej stronę. Stała wyprostowana, dumnie patrząc mu w oczy... Po jej policzkach spływały łzy. Nie.. Jej nie zabije... Ona mu się podobała. Widział potencjał w jej oczach, tak podobnych do oczu jej matki... Jak dorośnie będzie jego wspólniczką. Razem pokonają świat... Tak... Odwrócił się i zniknął zostawiając Hermionę w zrujnowanym budynku. 
Stała tam długo. Potem położyła się między ciałami swojej zmarłej rodziny i zasnęła. 
Obudził ją dziwny mężczyzna. Ze współczuciem wpatrywał się w puste oczy dziecka. Miał długą siwą brodę i okulary - połówki. Wyciągnął różdżką i mruknął:
- Obiviate. - Dziewczynka znów zasnęła. Zasnęła zapominając o wydarzeniach tej nocy. 

Ocknęła się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Czuła na policzkach gorące łzy. Ciągle nie rozumiała co się właściwie działo. I dlaczego miała taki dziwny sen? 



sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział VII

Kochani! Podjęłam decyzję, że wszystkie miniaturki, które stworzę, umieszczę na osobnym blogu. ;))
Pierwsza już się pojawiła. Żeby ją przeczytać wystarczy wejść Tutaj. Miłego czytania! ♥
~Chriss

~*~

Dwójka osób siedziała na skraju lasu. Chłopak obejmował dziewczynę, a ta czule go głaskała.
- Zauważyłeś dziwne zachowanie Rona? - Ginny westchnęła i odwróciła wzrok.
- Tak. - Harry spochmurniał. - Zachowuje się jak palant. Na prawdę nie wiem co mu jest... Ostatnie zachowanie wobec Hermiony było naprawdę okropne! A ja myślałem, że on coś do niej czuje...
- Bo tak było! Podkochiwał się w niej odkąd tylko pamiętam!
- Więc dlaczego to zrobił?
- Nie wiem... Ale Miona była załamana. Zauważyłaś, że Ron ostatnio bardzo często znika? Ciągle chodzi sam i wrzeszczy na kogo popadnie...
- Taaak... Chyba będzie lepiej jeśli będę miał na niego oko. - Wyciągną z kiszenie zwitek pergaminu i stuknął w niego różdżką - Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. - Na pergaminie powoli zaczęły pojawiać się malutkie kropki opisane imieniem i nazwiskiem. Od razu zaczął poszukiwać kropki z napisem "Ronald Weasley". W końcu znalazł go. Krążył po dormitorium chłopców. Chyba tam pójdę..
- Idź, idź. Musimy się dowiedzieć co się dzieje. - Ginny wstała i pocałowała Harry'ego.
- Zdecydowanie wolałbym spędzić ten czas z tobą! - Odpowiedział kiedy się od siebie oderwali.
- Wiem. - Zachichotała i lekko pchnęła go w stronę zamku.

~*~

Ron chodził po dormitorium gorączkowo rozmyślając.
- Cześć! - Harry wszedł do pokoju i zagadnął wesoło.
- Po co tu przylazłeś?
- Z tego co wiem, to również moje dormitorium. Tak więc sądzę, że ja również mam prawo tu przebywać.
- A więc dlaczego tu jesteś? Nie powinieneś spędzać czasu z moją siostrą? Albo z tą szlamą i jej przyjacielem?!
- Nie będziesz jej tak nazywał! - Teraz Harry również krzyczał - I na pewno wolałbym teraz siedzieć z Ginny niż wysłuchiwać twoich użalań!
- No tak! Zapomniałem! Przecież to twoja NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKA!
- Tak! Jest moją najlepszą przyjaciółką! I do niedawna była również twoją!
- Masz rację. BYŁA, to dobre słowo. To skończyło się od kiedy spędza tyle czasu z Malfoyem!
- Nie sądzisz, że skoro woli jego od ciebie, to watro byłoby się nad tym zastanowić? - Chłopak znów mówił opanowanym tonem. Odwrócił się i wyszedł z pokoju zostawiając zdziwionego Rona samego.
Chłopak opadł na łóżko lekko oszołomiony. Przecież Harry ma rację! Dlaczego wybrała Malfoya?
- Matko! Co ja najlepszego zrobiłem?! Muszę iść ją przeprosić... Tak! Będę ją błagał o wybaczenie! Jak mogłem być tak głupi?! Podniósł się i wtedy z łóżka spadł zwitek pergaminu. Podniósł go szybko i rozwinął. Zawładnął nim niesłychany gniew. Chciał zabijać, chciał zadawać ból... Z jego gardła wydobył się wrzask wściekłości... Kopniakiem otworzył drzwi i wyciągnął różdżkę. Przeszedł przez dziurę pod portretem i brutalnie odepchnął jakiegoś pierwszoroczniaka.
- Zjeżdżaj! Bo pożałujesz! - Przerażony malec podniósł się z ziemi i pobiegł korytarzem w drugą stronę. Wiedział gdzie ma iść. Wiedział co chce zrobić. Wyszedł na błonia i podążył ku lini drzew Zakazanego Lasu. Skrył się w cieniu drzew i czekał. Po kilku minutach usłyszał głosy. To Hermiona żegnała się z Hagridem wychodząc z jego chatki. Uśmiechnął się z satysfakcją i patrzył jak dziewczyna zbliża się do miejsca, w którym stał. Nonszalancko oparł się o najbliższe drzewo i patrzył jak Miona się zatrzymuje, a na jej twarzy pojawia się zdziwienie, ból i nadzieja.
- Co ty tutaj robisz? - Zapytała cicho.
- A co? Może spodziewałaś się kogoś innego? - wyciągnął różdżką i zaczął się nią bawić - Może umówiłaś się tu z Malfoyem, co? Myślę, że powinien dostać nauczkę... Chyba zapomniał czym grozi zadawanie się ze szlamami. Uniósł różdżkę, a jego twarz wykrzywił uśmiech szaleńca.

~*~

- Crucio! - Upadła na ziemię czując niewyobrażalny ból... Ktoś krzyczał... Bardzo głośno... Po dość długiej chwili zrozumiała, że krzyk wydobywa się z jej gardła. Czuła gorące łzy spływające po policzkach... Niech ten ból ustanie! Błagała w myślach. Niech to się już skończy! Nie wytrzyma... Umrze... Ron cofnął zaklęcie. Ból nieco osłabł, ale nie zniknął. Podźwignęła się na ramionach i spojrzała w zimne oczy chłopaka. 
- Hmm... Zobaczymy co na to powie twój chłopak... - Po tych słowach wyczarował patronusa i posłał go w stronę zamku. - Hmm... Skoro macie się spotkać, przydałoby się ozdobić ci twarzyczkę! - Machnął różdżką i niewidzialnym sztyletem rozciął jej prawy policzek. Wrzasnęła z bólu. Znów opadła na ziemię. Nie! Nie da mu tej satysfakcji! Nie będzie go błagała! Nie będzie krzyczała! Umrze z godnością. Trzęsąc się na całym ciele, wstała. Zachwiała się więc oparła rękę o drzewo. Wyprostowała się dumnie i stanęła przed Ronem. Ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i rozciął jej drugi policzek. Zacisnęła zęby, ale nie wydała żadnego dźwięku. Chłopak uniósł brwi ze zdziwienia i wyciągnął z kieszeni nóż. Podszedł do niej i szarpnął ją za rękę. Wbił koniec noża w ramię Hermiony i powoli rozciął jej rękę aż do dłoni. Z jej ust wydobył się stłumiony jęk. 
- Crucio! - Zaklęcie znów powaliło ją na ziemię. Wszechogarniający ból wypełnił każdy centymetr jej ciała. Powoli oddalała się od niego. Zamknęła oczy i poddała się ogarniającej ją ciemności.

~*~

Siedział w pokoju wspólnym i patrzył w ogień. Po woli zaczynał się denerwować. Było już dobrze po północy, a jej ciągle nie było. Wstał i zaczął się przechadzać po pokoju, zastanawiając się gdzie może być. Nagle pojawił się przed nim srebrny ryś.
- Witaj. Twoja dziewczynka czeka na ciebie. - patronus odezwał się głosem Weasleya - Lepiej się pospiesz. Nie jest z nią najlepiej. - Draco wybiegł z pokoju i popędził do drzwi wejściowych. Wypadł na dwór, czując na twarzy powiew chłodnego powietrza. Biegł. Biegł ile sił w nogach. Może już być za późno - odezwał się głosik w jego głowie, a wyobraźnia podsunęła mu makabryczne obrazy. Odpędził straszne myśli i biegł. Widział już zarys lasu. Nagle ujrzał coś na ziemi. Przyspieszył. Zatrzymał się przed leżącym ciałem.
- Nie! - Krzyknął z rozpaczą. Dziewczyna spoczywała w kałuży krwi. Patrzył na jej porozcinaną twarz, na jej poranione ręce, na twarz zastygłą w determinacji i dumy. Widział jej ból. Niemal go poczuł. Po jego policzku spłynęła samotna łza. Nie otarł jej. Chwycił Hermionę na ręce i ruszył do skrzydła szpitalnego. Ona nie umarła! Nie mogła umrzeć! To wszystko zły sen... Na pewno jak się obudzi, wszystko będzie jak dawniej... Ale wiedział, że to nie sen... Wiedział, że to się stało na prawdę... Otworzył drzwi gabinetu. Pani Pomfray już rzuciła mu się na pomoc. 
- Czy ona... Czy ona żyje? - Zapytał cicho.
- Tak. Straciła świadomość. Jej organizm nie mógł znieść bólu. Ale żyje. Jest w bardzo ciężkim stanie. Wyzdrowieje. A teraz pozwól mi się nią zająć. Najlepiej będzie jeśli już pójdę. Sama zawiadomię dyrektora. - Popchnęła go lekko w stronę drzwi, widząc, że nie chce się ruszyć. 
Nie mógł zasnąć. Przed oczami wciąż pojawiał mu się obraz zmaltretowanej dziewczyny. Dziewczyny, którą kochał. Dziewczyny, którą poprzysiągł chronić. Dziewczyny, której nie chciał stracić.

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział VI

Przez to, że tak długo nie dodawałam żadnego postu, aktywność bardzo spadła :(
Obiecuję, że się poprawię! ;)
Zachęcam do czytania i komentowania! ♥
~Chriss


~*~

Hermiona wyszła z sali pamięci, umazana brudem. Kiedy tylko Filch i wypuścił, szybko opuściła to miejsce. Każdy wieczór spędzony w ponurych lochach wyglądał tak samo: meldowali się u Snape'a, zabierali się za czyszczenie trofeów (głównie to ona sprzątała, a Malfoy tylko siadał wygodnie i się jej przyglądał), a później szybko rozchodzili się do swoich dormitoriów. Ale dzisiaj było inaczej.
Właśnie wyciągała rękę po ogromną statuetkę, kiedy nagle spadła na nią półka zawalona złotymi pucharami. Ciężar przygniótł ją do ziemi, wyginając rękę pod dziwnym kątem. Jęknęła z bóli i złości próbując podnieść się na nogi. Zabolało jeszcze bardziej choć nie ruszyła się ani o milimetr. I wtedy pojawił się nad nią Malfoy. Patrzył na nią przez chwilę obojętnym wzrokiem, a potem odsunął półkę i pomógł jej wstać. Spojrzał na jej prawą rękę i powiedział cicho:
- Idziemy do Skrzydła Szpitalnego. - Wyciągnął zza pazuchy różdżkę i machnął nią w stronę bałaganu. Natychmiast półka pofrunęła na swoje miejsce, a razem z nią wszystkie puchary.
- Zaraz, przecież oddałeś różdżkę Snape'owi...
- Oddałem mu, ale nie swoją. A teraz chodź. - Mruknął Alochomora i zamek w drzwiach przekręcił się z cichym trzaśnięciem. W milczeniu doszli pod drzwi od Skrzydła Szpitalnego. Draco otworzył je i przytrzymał dla Hermiony.
- Co się stało? - Pani Pomfrey wybiegła ze swojego gabinetu patrząc na rękę dziewczyny.
- Półka spadła mi na rękę...
- Biedactwo. Nic się nie martw! Za minutkę będziesz zdrowa! - Nalała jej jakiegoś eliksiru, a następnie delikatnie wyprostowała rękę. - Złamana kość to pestka. - Uśmiechnęła się szeroko i posmarowała ją maścią. - No! Gotowe.
- Dziękuję pani bardzo.
- Nie masz za co, kochanie. - Wyszła z gabinetu i ruszyła do lochu Snape'a. Słyszała za sobą kroki Dracona... Pomógł jej... choć  nie musiał... to było niesamowite! Nie w jego stylu... Zwolniła, chcąc by się z nią zrównał.
- Dziękuję. - Szepnęła, ale wiedziała, że słyszy. Było już późno, a na korytarzach nie było nikogo. On tylko się krzywo uśmiechnął. Zrozumiała. Chciał jej pokazać, że zrobił to, bo miał taki kaprys, bo chciał szybko skończyć szlaban. Tylko, skoro tak, poszedł z nią do pielęgniarki? Mógł ją po prostu zostawić, ale tego nie zrobił... Poszedł z nią... Prawie bezwiednie zapukała do gabinetu nauczyciela eliksirów. Weszła do środka i wzięła swoją różdżkę. Z zamyślenia wyrwał ją głos Snape'a.
- Granger, zadałem pytanie!
- Tak panie profesorze. Wszystko zrobiliśmy. - Chłopak odpowiedział zanim zdążyła otworzyć usta.
- Dobrze. Mam nadzieję, że czegoś was ten szlaban nauczył. Możecie wyjść. - Wzięli swoje różdżki i opuścili lochy, kierując się do pokoju wspólnego.
- Powiesz mi skąd miałeś różdżkę?
- Po prostu pożyczyłem różdżkę Pansy, którą oddałem Snape'owi, a swoją miałem przy sobie.
- Ohh... No tak... - Bardzo się starała by nie usłyszał lekkiej nuty zawodu w jej głosu. Resztę drogi przeszli w milczeniu. Po przejściu przez dziurę pod portretem powiedzieli sobie "Dobranoc" i poszli do swoich dormitoriów.

~*~

Ron wyszedł z budynku szkoły zmierzając na błonia. Zobaczył ją. Siedziała w cieniu wierzby nad brzegiem jeziora. Zwykle siedzieli tam w trójkę. Taa... Zamierzchłe czasy. Trójka przyjaciół, którzy się rozumieli i dbali o siebie. I co z tego zostało? Jego najlepszy kumpel ciągle przesiadywał z jego siostrą, a najlepsza przyjaciółka coraz bardziej się od nich oddalała. A do kogo się zbliżała? Do ich największego szkolnego wroga - Malfoya. Na nowo wezbrał w nim gniew. Od dłuższego czasu coraz szybciej się denerwował. To pewnie skutek zamartwiania się o ich przyjaźń. Był już bardzo blisko niej. Czytała. Jak zwykle. Usłyszała kroki więc podniosła głowę i uśmiechnęła się widząc przybysza.
- Cześć, Ron!
- Jak śmiesz do mnie mówić szlamo?! - Wydarł się wzbudzając ciekawość wielu osób, którzy odpoczywali po lekcjach na świeżym powietrzu. Bardzo dobrze. Pomyślał i uśmiechnął się szyderczo. Niech jej upokorzenie widzi jak najwięcej osób.
- Ron, wszystko w porządku? - zapytała zszokowana.
- Nie! Wcale nie jest w porządku! Przyszedłem ci powiedzieć, że jesteś wredną, fałszywą szlamą! Jak mogłem być taki głupi i zadawać się z tobą!
- Ja... nie rozumiem o co ci chodzi!
- Nie wiesz?! Chodzi mi o to, że zadajesz się z takimi osobami jak MALFOY!
- Słucham?!
- Już nie udawaj! Jesteście parą? Całujecie się? A może robicie już coś więcej?! Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale jak widać się myliłem! Jesteś zwykłą, brudną SZLAMĄ! - ostatni wyraz wykrzyknął najgłośniej. Hermiona nie wytrzymała i rąbnęła go pięścią w twarz. Ron aż kipiał ze złości. Odepchnął dziewczynę tak, że się przewróciła, odwrócił się na pięcie i odszedł.
Miona poczuła gorące łzy na policzku. Łzy bólu. Nie tylko tego fizycznego. Bolało ją zachowanie Rona. Byli przyjaciółmi przez tyle lat... Zawsze ją bronił i nie pozwalał by ktokolwiek ją nazywał szlamą, a teraz sam to zrobił! Zrobił jej krzywdę. Przydusiła krwawiącą rękę i wstała. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Spojrzała na boki i zobaczyła rozchichotaną Pansy Parkinson pokazującą na nią palcem. Szybko przeszła rzez tłum osób i pobiegła do pokoju wspólnego. Nie zastała tam nikogo. Usiadła w fotelu przed kominkiem starając się nie myśleć o zdarzeniu na błoniach.

~*~

Draco pozbył się ładnej gryfonki i poszedł do pokoju, by odpocząć. Było już całkiem późno. Powiedział hasło i przeszedł pod portretem. Jego uwagę przykuła postać siedząca przed kominkiem, wpatrzona w dogasające drewno. Podszedł do dziewczyny i na jego twarzy wykwitło zdumienie. Hermiona siedziała skulona, oplatając rękami nogi. Na jej policzku zobaczył samotną łzę. Delikatnie otarł maleńki krysztalik, a wtedy dziewczyna podniosła głowę. Patrzyła na niego pustym wzrokiem. Jakby nie chciała myśleć o niczym. Te wielkie, czekoladowe oczy zwykle ciskające wesołe ogniki teraz jakby wygasły, zastygły. Zamrugała kilka razy, uwalniając kilka dużych łez. Chłopak nie zastanawiał się długo. Chwycił ją w objęcia. Ona natychmiast wtuliła się w jego pierś cicho łkając. Wydawało mu się, że siedzą tak wieczność. W końcu Hermiona delikatnie wyplątała się z jego obięć i szepnęła:
- Przepraszam.
- Za co? - Odpowiedział również szeptem, nieco zbity z tropu.
- Na przykład za to, że pomoczyłam ci koszulę. - Draco mimo woli zaśmiał się cicho.
- No tak. Cała ty. - Patrzyli sobie prosto w oczy. 
- Dziękuję.
- A to za co?
- Za wszystko. Za to, że mnie nie odrzuciłeś, że się ze mnie nie śmiałeś, że byłeś ze mną... - Przysunęła się bliżej. Była taka ładna. Nieskazitelna twarz, burza brązowych włosów w nieładzie i te piękne oczy. Nie był w stanie się powstrzymać. Wiedział, że będzie tego żałować. Powoli zbliżył twarz do jej twarzy... Delikatnie musnął jej usta... Powoli zaczął ją całować... A ona mu się nie opierała... Delikatnie odwzajemniała pocałunek... Robiła to z coraz większą namiętnością, coraz bardziej zachłannie... On nie był jej dłużny. Oderwali się od siebie dysząc ciężko. Ale Draco już sunął chłodnymi wargami po jej szyi... Czuł jak drży z przyjemności... Ściągnęła z niego koszulę i już gładziła jego plecy. Po chwili znów zwarli się w namiętnym pocałunku. 

W pokoju siedział chłopak. W jego ramionach spała śliczna dziewczyna. Wyglądał na zadumanego, jakby głęboko nad czymś rozmyślał. W następnej minucie na jego ustach pojawił się smutny uśmiech. Podjął decyzję. Delikatnie podniósł śpiącą i położył w fotelu. Stanął na przeciwko niej i wyciągnął różdżkę.
- Obliviate - Ostatni raz przyjrzał się dziewczynie i ze smutkiem opuścił pokój.


piątek, 21 listopada 2014

Rozdział V


 Tak jak obiecałam, ten rozdział dedykuję Niebieskiemu Żukowi. ♥ Kochana jesteś naprawdę cudowna! To dzięki Tobie ciągle powstaje ta historia. Mam nadzieję, że nadal będziesz komentować.
Dziękuję bardzo za komentarze. Jest ich coraz więcej, co bardzo mnie cieszy! ;)) Szczególnie dziękuję  Patrycji Walczykiewicz za szczerą opinię, a także Magdalenie Leszczyńskiej, która zawsze mnie wspiera i namawia do kontynuowania tej opowieści. Słońce, Twoje zdanie bardzo się liczy ;3
Liczę na szczere uwagi, nawet te negatywne! ;)) No to miłego czytania! ;3
~Chriss

~*~

Hermiona leżała na swoim łóżku. Wokół niej leżały porozrzucane książki, rolki pergaminu i kałamarz. Kiedy tylko skończyły się lekcje, przyszła tutaj. Nie wytrzymałaby dłużej szyderstw Malfoya. O 16.55 wstała i zeszła do pokoju wspólnego. Zobaczyła jak Draco siedzi w fotelu przy kominku. Głowa opadła mu na pierś, która powoli falowała. Spał! Ale mam szczęście! Pomyślała i na palcach podeszła do dziury pod portretem.
- To już niełaska za mną zaczekać? - Chłopak stał tuż za nią i wypowiedział to zdanie wprost do jej ucha.
- Odwal się. - warknęła i wyszła z pokoju. Draco więcej się nie odezwał. Pewnie pomyślał, że po co ma tracić czas na taką przemądrzałą szlamę. Przynajmniej da jej spokój. Choć z drugiej strony, nawet polubiła jak się nią interesował. Szybko pozbyła się tej myśli. Stanęła przed gabinetem Snape'a i zapukała.
- Wejść. - Otworzyła drzwi w weszła do pomieszczenia. - Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Dzisiaj będziecie czyścić wszystkie puchary, medale i odznaczenia w sali pamięci. Pan Filch już tam na was czeka. O nie, nie, nie! Różdżki zostają u mnie! - Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. - Teraz możecie iść.
- To wszystko twoja wina pyszałku!
- Moja wina, tak?!
- A niby czyja? Gdybyś się nie zaczął nie musiałabym tu siedzieć z TOBĄ!
- Nie trzeba było mnie obrażać.
- Oh no oczywiście! Tylko TOBIE można nazywać innych szlamami i doprowadzać ich do szału!
- Wierz mi, jestem tak samo zadowolony z tej sytuacji jak ty!
- No pewnie! Bo TWÓJ cenny czas mógł być wykorzystany na coś naprawdę pożytecznego, jak na przykład na znęcanie się nad pierwszoroczniakami, albo wyśmiewanie się z Harry'ego lub Rona!
- Wcale nie! Mógłbym spędzić ciekawy wieczór z... hmm... ah tak. Pansy była chętna. - Uśmiechnął się z wyższością - A tak przy okazji to co tak bronisz tego Pottera? To twój chłopak? Gorzej już upaść nie mógł.
- Jak ja cię nienawidzę Malfoy!
- Z wzajemnością.
- Skończyliście? - Ochrypły głos przerwał ich sprzeczkę. - Bo tu czekają stosy pucharów do wyczyszczenia. I nie wyjdziecie prędzej, aż wszystko będzie zrobione. Teraz was zamknę. Życzę miłego wieczoru! - Wybuchnął głośnym śmiechem i wyszedł zamykając drzwi pomieszczenia.
Zostali sami. Sami nie licząc złotych pucharów, medali i odznak oraz środków czyszczących. Hermiona westchnęła i chwyciła najbliższy puchar. Draco zamiast zabrać się do pracy, usiadł sobie wygodnie bawiąc się płynem do czyszczenia złota i szmatką.
- Bierz się do roboty! Nie mam zamiaru siedzieć tu do rana! - Warknęła Hermiona i rzuciła w niego sporym medalem, który wylądował na jego głowie.
- Oszalałaś?! Wiesz jakie to ciężkie?!
- Ohh, z pewnością Pansy z radością wymasuje twój wielki, pusty łeb! A teraz zabieraj się do pracy! - Odwróciła się od niego i zaczęła pucować puchar. Nagle poczuła jak lodowata woda oblewa jej włosy i kark.
- Co ty sobie myślisz?! Jak śmiałeś mnie oblać wodą?! - Kipiąc ze złości podeszła do niego i wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Tak wyglądasz o wiele lepiej. Przynajmniej twoje włosy nie sterczą na wszystkie strony jakby przeżyły tornado. - Zakpił Draco masując policzek.
- Nie cierpię cię, ty podła, zawszona świnio!
- Nie mów tak do mnie wredna szlamo!
- Jeszcze tego pożałujesz!
- No pewnie! Ale się boję! - znowu z niej zakpił - Jakby taka przemądrzała idiotka mogłaby mi coś zrobić!
- Odszczekaj to Malfoy! - Warknęła, a policzki poczerwieniały jej ze złości.
- Ani mi się śni! - Po tym zdaniu odwrócił się od niej i przeszedł na drugi koniec pomieszczenia. Ona uczyniła to samo. Nie odezwali się do siebie ani razu, a kiedy Filch wreszcie ich puścił, czym prędzej udali się do swoich dormitoriów.

~*~

- Ron! Gdzie idziesz?
- Emm... pójdę się już położyć... Nie najlepiej się czuję. - Chłopak szybko opuścił pokój wspólny i zasunął zasłony na swoim łóżku. Następnie wyciągnął z kieszeni pomięty kawałek pergaminu i chyba po raz setny go przeczytał:

Jestem pewny, że mnie znasz.
Myślę, że się dogadamy. Jeśli chcesz ze mną
współpracować, należy najpierw zająć się tą szlamą Granger.
Pozbądź się jej.
 Przyjaciel.

 Odetchnął głęboko i zamknął oczy. Musiał pomyśleć... Ma się jej pozbyć... Ale była jego przyjaciółką... No tak BYŁA, ale już nią nie jest. W głowie pojawiły mu się obrazy i sceny. Widział wszystkie spojrzenia jakie rzucała Potterowi, widział jak go odtrącała, jak nie zwracała na niego uwagi... A później zobaczył szyderczy uśmiech Malfoya, który powoli zbliżał się do Hermiony... Podszedł do niej i mocno przytulił, patrząc z wyższością na Rona... Tego było za wiele! Otworzył oczy czując jak gotuje się w nim złość. Nie wytrzyma tego dłużej! Zrobi to! I sprawi jej przy tym tyle bólu, żeby przed śmiercią poczuła co straciła. Był tak wściekły, że zdołał wyskrobać tylko dwa słowa:
Zrobię to.

Przywiązał liścik do nóżki sowy, która wyleciała w ciemną noc.

~*~
Kochani, jeszcze słówko na koniec. Bardzo, ale to bardzo was przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Niestety nawał pracy to kiepskie wytłumaczenie, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie! 
Na zawsze wasza
~Chriss

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział IV

Ron nie mógł zasnąć. W głowie aż huczało mu od nadmiaru myśli. I co on ma ze sobą zrobić? Kiedy szydził z Hermiony poczuł niesamowitą ulgę, ale teraz kiedy leżał sam w dormitorium i gapił się w zasłony na swoim łóżku, zazdrość, ból i złość wróciły. Dlaczego czuł się tak podle? Dlatego, że pewna dziewczyna w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Niby byli przyjaciółmi, ale z nim spędzała o wiele mniej czasu niż z tym wybrańcem. No tak. Święty Potter zawsze musiał być lepszy. To on był sławny i bogaty, a i tak wszyscy litowali się nad nim i za razem traktowali jak bohatera. Może i mieli ku temu powody, stracił rodziców, a mimo to tyle razy zmierzył się z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Tylko, że przez to on sam zawsze stał w cieniu. Nikt go nie dostrzegał. Nawet jego "przyjaciółka". Ona też wolała Harry'ego. A teraz jeszcze ten Malfoy. Nigdy go nie lubił. Zawsze chodził napuszony i dumny, szydził z Rona, ciągle go ośmieszając i upokarzając go. A teraz siedzi sobie razem z Hermioną i odwala przed nią dżentelmena. Zabolało. Myślenie o NIEJ bolało. Wcale nie była wyjątkowa. Była taka jak wszystkie dziewczyny - pusta i próżna. Nie dostrzegała tego, że ktoś darzy ją uczuciem, lecz leciała na zwykłych lalusiów, którzy byli bogaci i mieli ładne twarzyczki. Wezbrał w nim gniew. Chciał niszczyć, chciał zadawać ból. I zrobi to. Zada jej ból. Niech poczuje się tak jak on! Z rozmyślań wyrwał mu dźwięk skrobania po szybie. Wstał i podszedł do okna. Otworzył je i do środka wpadła czarna płomykówka. Stanęła na jego szafce nocnej i wyciągnęła nóżkę, do której przywiązany był list. Ron odwiązał go i szybko otworzył kopertę. Wyjął delikatny papier i zaczął czytać:

Wiem jak się teraz czujesz. 
Ja też jej nie lubię, a on mnie wkurza. 
Możemy działać razem. Możemy ich zniszczyć.
Co ty na to?

Przyjaciel.

Patrzył na list przez dobre kilka minut. O co tu chodzi? Jaki "Przyjaciel"? Może ktoś się z niego nabija? Ale kto? Nikt nie wiedział co on czuje. Nikt nie wiedział co myśli... A ten list przyszedł akurat gdy myślał, by JĄ skrzywdzić... Szybko napisał odpowiedź:

Kim jesteś? Jeśli chcesz mi pomóc, najpierw muszę cię poznać.

 Schował do koperty i przywiązał ją do nóżki sowy, która od razu wyleciała przez okno. Ron z powrotem opadł na łóżko i już po chwili chrapał głośno.

~*~


Następnego dnia Hermiona wstała bardzo wcześnie. Zeszła do pokoju wspólnego i usiadła w wygodnym fotelu otwierając książkę. Słońce powoli wznosiło się do góry coraz bardziej oświetlając pokój. Zapowiadał się piękny dzień. 
- Cześć, szlamciu. - Draco schodząc po schodach zauważył dziewczynę i uśmiechnął się szyderczo.
Hermiona nawet nie podniosła głowy znad książki zupełnie go ignorując. Jak ona śmie? Pomyślał i usiadł na podłodze naprzeciw dziewczyny. 
- Co to za książka? - Zagadnął zerkając na okładkę. - Na prawdę chce ci się to czytać? -  Wyrwał jej opasły tom i spojrzał na ilość stron. 
- Oddaj mi książkę. - Powiedziała spokojnie, ale w głębi jej oczu dostrzegł narastającą frustrację. Nie mógł przegapić takiej okazji. Niby przez przypadek wypadła mu zakładka, a potem wstał i uniósł książkę do góry. - Weź ją jeśli chcesz. - Uśmiechnął się arogancko, a w oczach pojawił się złośliwy błysk. Hermiona w myślach policzyła do dziesięciu, próbując się uspokoić.
- Oddaj mi ją. - Teraz już warknęła.
- Przecież mówię, że możesz ją sobie wziąć! - Zrobił minę niewiniątka i jeszcze wyżej podniósł rękę. Dziewczyna spojrzała na niego i stwierdziła, że jest od niej wyższy. Prawie o głowę! Żeby dosięgnąć książkę musiałaby podskoczyć, a tego na pewno nie zrobi! Nie zbłaźni się przed ślizgonem. Podniosła głowę do góry, odwróciła się na pięcie i ruszyła do dziury pod portretem. Draco od razu ruszył za nią.
- Co sie śtało? - Zapszydził naśladując szczebiotanie dziecka. - Niasia Pani Cio To Wsistko Wie nie umie odebrać ksiąźki koledze? - Hermiona nic nie odpowiedziała, tylko przyspieszyła kroku. Czuła jak palą ją ze złości policzki. - No co Granger? Nie masz pomysłów jak mi odgryźć? - Dziewczyna stwierdziła, że nie ma ochoty na śniadanie, więc skierowała się do lochów. Jako pierwsza miała być lekcja eliksirów ze Snapem, która zaczynała się za 5 minut. Zaczęła schodzić po schodach, a Malfoy za nią.
- No co szlamciu? Zabrakło ci języka w gębie?
- Nie, tylko szkoda mi strzępić go na takich bałwanów jak ty. - Warknęła i skręciła w korytarz prowadzący do klasy nauczyciela eliksirów.
- Oho! Nasza mała Mądrala wreszcie się odezwała!
- Malfoy jakim ty jesteś egoistycznym, wrednym i zadufanym w sobie dupkiem! - Wydarła się na niego, nie zwracając uwagi na Snape, który patrzył na nich zdziwionym wzrokiem.
- A ty jesteś rozkapryszoną, przemądrzałą szlamą, którą uwielbiam denerwować. - Posłał jej obleśny uśmiech.
- Ty.. Ty mały, nędzny...
- Ykhm... - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ przerwał jej profesor Snape. - Widzę, że jesteście bardzo rozgadani. - Hermona rozejrzała się i zobaczył, że znajduje się w klasie, obserwowana przez uczniów. - I to tak, że nie robicie sobie nic z tego, że spóźniliście się i jeszcze przerywacie mi lekcję. - Na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmiech. - Macie szlaban. Obydwoje macie się stawić w moim gabinecie o 17.00.
- Ale panie profesorze...
- Dobrze, więc szlaban wydłuża się wam na cały tydzień, a Gryffindor traci 5 punktów dzięki pannie Granger. Siadać! - Powlekli się na swoje miejsca łypiąc na siebie spode łba.
- Dzisiaj będziemy pracować nad eliksirem szczęścia. Dlatego podzielę was na pary. JA was podzielę Weasley. - Powiedział to, ponieważ Ron już dosiadał się do Harry'ego. - Podzielę was tak, żebyście nie byli w parze z osobą z waszego domu. Przykładem będzie panna Granger i pan Malfoy. - Usta wykrzywił mu obleśny uśmiech. - Dalej, Potter. Ty będziesz z panna Parkinsos. Weasley z Goylem. Dean z Crabbem... - Kiedy już wszystkich podzielił kazał im usiąść razem. Hermiona postawiła swój kociołek i zaczęła kłaść na stół potrzebna składniki. W tym czasie Draco już zaczynał siekać dżdżownice na malutkie kawałki. Miona wlała pół szklanki soku z czyrakobulwy i wrzuciła skrzydła chrabąszcza.
- Nie! - pisnęła i wyrwała Malfoyowi łyżkę. - Źle to robisz! Tu jest napisane "zamieszaj pięć pełnych obrotów zgodnie z ruchem zegara"!
- Nie wymądrzaj się. - Warknął chłopak z powrotem biorąc łyżkę.
- Nie robiłabym tego gdybym widziała, że robisz dobrze.
- No tak, zapomniałem, że jestem w parze z Tą Co Wszystko Wie!
- Skończ! Po prostu nie umiesz się przyznać, że robiłeś źle!
- Zaraz Gryffindor straci kolejne punkty, Granger. - Usłyszała zimny głos tuż za plecami. - Nie gadać tylko do roboty! - Nadąsana do końca lekcji nie odezwała się do partnera. Kiedy rozległ się dzwonek, napełniła kolbę wywarem i podpisała ją, odnosząc nauczycielowi.
- Granger, Malfoy! Dzisiaj o 17.00! - Zawołał Snape kiedy opuszczali lochy.

~*~

Mam nadzieję, że wam się podoba ;3 Komentujcie, to na prawdę pomaga! ;**

środa, 12 listopada 2014

Rozdział III

Cześć wszystkim! Nie wiem, czy ktoś o czyta
ale mam nadzieję, że tak. Jak na razie komentarzy
nie widać :(( Jeśli jesteście ze mną, to zostawcie tutaj ślad.
To bardzo motywuje i jest potrzebne. No ale nie przedłużam ;))
Miłego czytania! Wasza Chriss ♥



~*~




- Jesteście wreszcie! - Głos profesor McGonagall zabrzmiał w uszach Hermiony, kiedy zbliżała się do gabinetu. Odwróciła się, by spojrzeć kto idzie za nią. Zobaczyła Dracona Malfoya z jego nieodłącznym ironicznym uśmiechem na pełnych wargach. Ciekawe jakie są w dotyku... Zaraz, o czym ona myśli?! Odwróciła wzrok i ze złością weszła do klasy. 
- Z tego co wiem, wszyscy byliście prefektami w piątej klasie. W tym roku obejmujecie stanowisko prefektów naczelnych. - Nauczycielka zaczęła wymieniać im ich zadania i obowiązki. Dziewczyna spojrzała na twarze pozostałych osób. Prefektem Hufflepuffu został Ernie Macmillan, z Ravenclawu Anthony Goldstein, a ze Slytherinu Draco Malfoy. Prefekci naczelni mieli osobny pokój wspólny, w którym mieli wspólnie spędzać czas. Świetnie. Prawdziwa męczarnia przebywać z Malfoyem w jednym pomieszczeniu, pomyślała Hermiona.
- Czy ja pani przeszkadzam, panno Granger? - ostry głos profesor McGonagall wyrwał dziewczynę z rozmyślań.
- Nie, bardzo przepraszam.
- Dobrze, możecie iść do Wielkiej Sali.
- To do zobaczenia Granger! - Zawołał Draco z obleśnym uśmiechem na twarzy idąc do swojego stołu. Hermiona zignorowała go u wcisnęła się pomiędzy Harry'ego a Deana. Kiedy usiadła, do sali wkroczyła profesor McGonagall z rzędem przerażonych pierwszoroczniaków. W chwilę później Tiara wyśpiewywała swoją piosenkę.
- Co to miało być? - Zaptał dziewczynę Ron
- Niby co? - odpowiedziała zdezorientowana.
- Chodzi mi o Malfoya.
- Słucham? - Hermiona poczuła, że się rumieni.
- Myślisz, że nie słyszałem? 
- Ron, na prawdę nie wiem o co ci chodzi.
- On też jest prefektem naczelnym?
- Tak...
- No to już wiem dlaczego powiedział "Do zobaczenia Granger!". - Na twarzy rudzielca pojawił się złośliwy uśmiech.
- Daj spokój Ron. - Harry włączył się do rozmowy.
- I co tak długo robiłaś w tym pociągu, co? - Ron nie dawał za wygraną.
- To co należy do moich obowiązków! - Odgryzła się Miona. Czuła jak policzki palą ją ze złości. Wstała i szybkim krokiem opuściła Wielką Salę, biegnąc do pokoju wspólnego. Zatrzymała się dopiero przed portretem Starej Czarownicy, kiedy zdała sobie sprawę, że nie usłyszała hasła!
Świetnie. Pomyślała z goryczą i usiadła opierając się o ścianę.
- Oh, Granger, Granger.. - Usłyszała nad sobą głos Dracona - a wszyscy mają cię za taką inteligentną, a ty nawet nie potrafisz zapamiętać hasła. Musy-Świrusy. - Kobieta otworzyła oczy i otworzyła przejście do pokoju wspólnego. - Wchodzisz? - spojrzał na Hermionę i zobaczył, że w oczach błyszczą jej łzy. - Wszystko w porządku? 
- Tak. Dzięki. - podniosła się i weszła do środka.
Pokój ten był okrągły i bardzo duży. Na wprost drzwi stał wielki kominek, na środku duży stół i cztery wygodne fotele. Przez dwa okna sączyło się wieczorne światło księżyca . Ściany były beżowe i przyozdobione plakatami różnych drużyn Quidicha. Wyciągnęła z torby książkę i rozłożyła się w wygodnym fotelu.
Zasłoniła twarz lekturą, choć wcale jej nie czytała. Co się dzieje z Ronem? Dlaczego jest dla niej taki wredny? Poczuła gorącą łzę spływającą po policzku. Szybko ją starła. Nie będzie płakać przez tego drania. Chce być niemiły? Dobrze. Ona odpłaci mu tym samym. Wstała i skierowała się do dormitorium.
- Granger! Już sobie idziesz? - Draco stał pod ścianą z założonymi rękami. Zupełni o nim zapomniała. - Nawet mi nie podziękujesz?
- Już to zrobiłam. Ale skoro tak bardzo ci na tym zależy to jeszcze raz dziękuję. - odpowiedziała chłodno i poszła do sypialni.

***

Szedł przez ciemny las. Po kilku minutach przedzierania się przez gąszcz ujrzał niewielką polankę. Była symetrycznie okrągła, porośnięta zieloną trawą i kwiatami. Na jej skraju cicho bulgotał strumyk skryty w cieniu dwóch sosen. Jego uwagę przyciągnęła jakaś postać siedząca na kamieniu przy brzegu strumyka. Podszedł bliżej i zobaczył burzę brązowych włosów... Dziewczyna płakała. Zdawała się go nie zauważać. Jej wielkie czekoladowe oczy biły pustką, a na policzku błyszczała łza. Delikatnie starł ją czubkiem palca. Dziewczyna spojrzała na niego. Z jej oczu popłynęły kolejne łzy, niczym malutkie kryształki, a potem wtuliła się w niego cicho szlochając. Przytulił ją mocno do siebie. Czuł, że mógłby tak stać całą wieczność. Zamknął oczy. Gdy je otworzył zobaczył, że stoi na polance, przy brzegu strumyka... Lecz był tam sam. Nigdzie nie było ciemnowłosej dziewczyny. 

Draco otworzył oczy i zobaczył, że leży w łóżku. Obok słyszał spokojny oddech Erniego. Przetarł ręką oczy i usiadł. 
- Ja chyba zwariowałem.. - szepnął do siebie i uśmiechnął krzywo. - Śniłem o szlamie! Gorzej być nie mogło.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział II

 Hej Miśki!
Dodaję ten rozdział z nadzieją,
że może jednak ktoś to czyta..
Było by miło gdybyście
zostawili po sobie jakiś ślad
w postaci komentarzu...
Bardzo mi na tym zależy..
No i oczywiście piszcie mi
linki do Waszych blogów ;))
Nie przedłużam, miłego czytania.
Wasza Chriss ;3

~*~



Wiedziała, że na pewno nie będą zadowoleni tą wiadomością, ale Ron  przesadził. Od zawsze się kłócili ale jeszcze nigdy Ron nie był tak bezczelny! Co on sobie myśli?! Sam też był prefektem, na piątym roku i wtedy mu to nie przeszkadzało... Może to dlatego, że jej zazdrości? Na pewno... Nie będzie się tym przejmować. Założyła czarną szatę i wyjrzała za okno. Po kilku minutach pociąg zaczął zwalniać, więc wyszła na korytarz. Jej zadaniem było sprawdzenie, czy nikt nie został w pociągu, więc kiedy wszyscy tłoczyli się na peronie, ona ruszyła korytarzem podążając na koniec pociągu. Zaglądała do każdego przedziału i w kilku znalazła pudełko Fasolek Wszystkich Smaków, Egzemplarz "Proroka Codziennego", kilka papierków i nawet jedną skarpetkę. Zajrzała do ostatniego przedziału i zdziwiona zobaczyła chłopaka zwiniętego w kłębek. Po cichu weszła do środka. Młodzieniec był ubrany w czarną szatę, która podwinęła mu się, zakrywając twarz. Delikatnie ją zdjęła i odskoczyła ze wstrętem. Jasne, prawie białe włosy nonszalancko spadały na piękną twarz Dracona Malfoya. Kiedy tak spał wyglądał jak mały, bezbronny chłopczyk. Hermiona miała ochotę go przytulić, zaopiekować się nim... Co ona takiego robi?! Przecież to jest MALFOY! Pomyślała ze złością. Musi go obudzić... Podeszła bliżej i delikatnie nim potrząsnęła. Chłopak westchnął cicho, ale nadal spał. Potrząsnęła mocniej wołając go po imieniu.
- No dalej.. wstawaj! Pociąg zaraz ruszy, a ja muszę za chwilę być u profesor McGonagall!

Draco otworzył oczy i zobaczył nad sobą burzę brązowych włosów i wielkie czekoladowe oczy.
Zdezorientowany zamrugał kilka razy i usiadł. Na jego ustach pojawił się charakterystyczny ironiczny uśmiech.
- Kogo my tu mamy? Granger we własnej osobie! - Zachichotał i wyszczerzył zęby. - Zgubiłaś się? Twoja wielka głowa nie mogła zmieścić się w drzwiach i utknęłaś?
- Tak się składa, że moim zadaniem było sprawdzić pociąg i znalazłam ciebie. - odparła spokojnie ignorując szyderstwa Malfoya - A teraz się pospiesz. Pociąg zaraz odjeżdża. - To powiedziawszy odwróciła się na pięcie i wyszła.
- Zobacz jak brudzisz! - zawołał za nią - Zostawiłaś tu pełno szlamu!

Hermiona szła prosto przed siebie. Postanowiła, że będzie go ignorować. Nie da mu tej satysfakcji. Starała się nie słuchać obelg i wyzwisk wysyłanych pod jej adresem. Podniosła głowę do góry i z uśmiechem wsiadła do powozu. Po chwili zobaczyła jak blondyn wchodzi koło niej. Powóz ruszył.
Świetnie... Teraz będzie musiała siedzieć całą drogę do szkoły sam na sam z Malfoyem. Westchnęła ciężko i utkwiła wzrok w zamku.

Jak ona może go tak ignorować?! Nikt jeszcze się tak nie zachował. To obraza jego godności! I pomyśleć, że to zwykła szlama... Znudziło mu się wymyślanie wyzwisk pod jej adresem, więc zaczął się jej przyglądać. Była nawet ładna... smukła sylwetka, długie nogi, a twarz? Niezwykła... taka oryginalna, nieskazitelna... I jej włosy prychnął cicho. Ile razy się z nich naśmiewał. A teraz zauważył, że nawet jej taki pasują. Podniósł wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Ona też mu się przyglądała, a on? On utonął w tych wielkich, czekoladowych oczach...

Patrzył na nią. Patrzył i nic nie mówił. Poczuła na sobie jego wzrok i ze zdumieniem stwierdziła, że się jej przygląda. Ale nie z pogardą, czy obrzydzeniem. Przyglądał się jej z zaciekawieniem i zdumieniem. Obserwowała go przez cały czas. Kiedy ich spojrzenia się spotkały widziała jak wpatruje się w jej oczy. W jego własnych widziała swoje odbicie, ale spojrzała głębiej i zobaczyła wiele emocji, które błyskały w tych pięknych szarych oczach. Najpierw zdumienie, potem złość, ciekawość, szyderstwo i wesołe ogniki radości. Po chwili jego usta rozciągnęły się w ironicznym uśmieszku. Spuściła wzrok, by nie dojrzał w nim smutku.
Powóz właśnie się zatrzymał przed wejściem do Wielkiej Sali. Wyszli z powozu i podeszli do drzwi. Draco je otworzył i wpuścił Hermionę do środka zamykając za sobą drzwi. W końcu był arystokratą, a tacy są zawsze dżentelmenami, nawet dla takich szlam jak Granger. Zaśmiał się pod nosem i ruszył korytarzem.

 ~*~

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział I


 Draco Malfoy pospiesznie narzucił na siebie płaszcz i wyszedł z domu. W uszach ciągle słyszał krzyk tej biednej dziewczyny. Zaraz.. jak ona miała na imię?  Becky? Zresztą mniejsza o nią. Już nigdy jej nie zobaczy.. Pokręcił głową jakby chciał odgonić wstrętne myśli. Powinien się cieszyć.. W końcu wraca do Hogwartu.. zostawi za sobą wszystko związane z Czarnym Panem i Śmierciożercami. Zacznie od nowa.. Leczy czy potrafi? Musi. Jeśli chce skończyć z przeszłością, to musi. Włożył ręce do kieszeni i w jednej z nich poczuł kartkę pergaminu. Wyciągnął ją i uśmiechnął się na jej widok. Był to list od profesor McGonagall informujący o tym, że został prefektem swojego domu. Zaśmiał się pod nosem. On i bycie prefektem.. Schował list do kieszeni i przeszedł przez barierkę między numerem 9 i 10. Wszedł do czerwonego pociągu i zaczął się przepychać przez tłum pierwszoklasistów. 
- Draco! Mój drogi zaczekaj na mnie!
Powoli się odwrócił i zobaczył Pansy Parkinson, pędzącą prosto na niego. Czym prędzej się odwrócił i pobiegł na koniec pociągu krzycząc, że chce zostać sam. Wszedł do ostatniego przedziału i zasunął zasłonki. Wreszcie sam. Podciągnął nogi pod brodę i objął je rękami, wpatrzony w widok za oknem.


 ♥♥♥


  Hermiona stanęła przy bramce pomiędzy peronem 9 i 10 na King's Cross i niby od niechcenia się o nią oparła. Ledwie zdążyła mrugnąć, a już stała patrząc na czerwoną lokomotywę "Ekspresu Hogwart" na peronie z numerem 9¾. 
- Hermiono!
- Tutaj!
Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła Harry'ego i Rona energicznie machających do niej rękami. Hermiona chwyciła swój wózek i popchnęła go w kierunku przyjaciół. Każdemu z nich rzuciła się na szyję, na co Ron cały się zarumienił i bąknął coś o "braku miejsca". Tak więc weszli do pociągu rozglądając się za pustym przedziałem, który znaleźli na samym końcu Ekspresu. 
- Opowiedz jak było w Hiszpanii - zagadnął Harry, kiedy zasunęli zasłonki i usiedli na wygodnych siedzeniach.
- Ohh, było wspaniale! - odparła Hermiona - Niesamowity kraj! Oczywiście spotkałam mnóstwo tamtejszych czarodziejów. To niesamowite jak tam radzą sobie z mugolami.. A jak wam minęły wakacje?
Harry spędził całe dwa miesiące w Norze i przeżył chyba najlepsze wakacje w swoim życiu, z dala od Dursley'ów. 
- Było wspaniale! Niesamowite ile...
- Słuchaj Hermiono, - przerwał Harry'emu Ron - kiedy pisałaś do nas z tej.. ee.. Hiszpanii, to chciałaś nam coś powiedzieć pamiętasz?
- Aaa.. no tak.. No więc ja.. yyy... Zostałam prefektem... - spojrzała na nich niepewnie, ale oni wyglądali na niezbyt zaskoczonych tą informacją. 
- Tak jak myślałem. - Powiedział znużonym głosem Ron - "Z drogi jestem PREFEKTEM" - Powiedział piskliwym głosem i wybuchnął śmiechem.
- Nie przejmuj się nim Hermiono - odparł szybko Harry. - Bardzo się cieszymy, że jesteś prefektem. 
- Ależ oczywiście - zachichotał Ron - Nawet nie wiesz jak bardzo Wasza Wysokość!
- Pójdę się już przebrać - powiedziała Hermiona i pospiesznie wyszła z przedziału.

sobota, 18 października 2014

Na początek...

 Czarodzieje! Co powiecie na kontynuacje niesamowitego Harry'ego?



Hermiona Granger



Zaczyna się ostatni rok w Hogwarcie. Dziewczyna jako prefekt 
coraz mniej czasu spędzi z przyjaciółmi, zastępując ich 
kimś zupełnie innym...



Draco Malfoy





Próbuje wyzwolić się spod władzy Czarnego Pana, leczy czy to mu się uda?
Powraca do Hogwartu by zapomnieć o Voldemorcie.
Obowiązki prefekta zbliżają go do pewnej dziewczyny...




Harry Potter






W tym roku chłopakowi wydaje się, że nic złego się nie wydarzy.
Lecz czy na pewno? Nagła zmiana w zachowaniu Rona
zmusi go do rozwiązania kolejnej zagadki...




Ron Weasley





W tym roku coraz bardziej oddala się od przyjaciół. Zaczyna pogłębiać
tajemnice Czarnej Magii w tajemnicy przed Harrym i Hermioną.
Niespotykana zmiana doprowadzi do próby uśmiercenia przyjaciółki.
Przerażony chłopak będzie walczył z samym sobą...




Ginny Weasley



Kontynuując naukę w Hogwarcie coraz bardziej zbliża się do Harry'ego.
Bardzo chce pomóc bratu i rozwiązuje straszną tajemnicę Rona...






Czarny Pan


Po ostatnim starciu z Harrym znowu zbiera siły. Pozwala, by
inni myśleli, że to koniec, On jednak potajemnie knuje niecny plan...



Gorąco zapraszam do czytania!!! 

♥♥♥